O 6.14 otwarłam oczy... A dokładnie krzyk dwulatki je otwarł, rozkleił brutalnie i zmusił do patrzenia w ciemność. Biegnę, lecę, prawie łamię mały palec u stopy o kant szafy (kto zna ten ból łapka w górę), podnoszę rolety i widzę...gil! Giluch zielony rozmazany na buzi! Oj zmierzłość widzę...zmierzłość!
Druga nie wstaje! Odmawia....Po 10 godzinach snu mówi :"mamo...jestem taaaaaka zmęczona"... Jak to dobrze, że ja tyle nie spałam;)))
6.19: Kuśtykam do kuchni. Trzy śniadania plus jedno do szkoły...Inka, kakao, herbata. Mycie, ubieranie, czesanie, pakowanie, popędzanie. Jak pies pasterski zaganiam swoją trzódkę co by się nie rozpełzła gdzieś po kątach.Ufff....gotowe! Rajtuzki, butki, kurteczki...czapusie. Już mam ekipę gotową do wylotu..."Aż tu nagle: ...Mamo...coś tu wali...młoda chyba nacisła..." Czas więc zostać saperem i zneutralizować bombę! Super mama do akcji!!! O żesz KU....WA!!!!
7.37: Dwie pary kaloszy, dwa parasole, folia przeciwdeszczowa i mój ukochany miesiąc "piździernik"... Mimo wszystko pozytywne myślenie mnie nie opuszcza! "Lidka...patrz pod no.....gi!!!!!"Ehhhh.... Nie ma jeszcze ósmej, a mój dzień zapowiada się gówniany;))) Co dwie kupy to nie jedna! Nieszczęścia chodzą .... Nie ważne!
Między 8.00, a 13.30 byłam w szkole, na zakupach, w banku, w przychodni po receptę, na poczcie ( 14 schodów plus brak podjazdu dla wózków;) gdzie dowiedziałam się, że awizo to se mieć mogę, ale paczkę dostanę w dniu następnym:/...! W "MIĘDZYCZASIE" ( to taki czas między obowiązkami koniecznymi, a tymi, które mogą poczekać np. wizyta w kiblu;) zrobiłam klientce hennę, obiad dla rodziny, nastawiłam pranie, wyjełam pranie, rozwiesiłam pranie... Gdy "międzyczasy" sie skończyły poszłam z młodszą po starszą do szkoły...
Jak już doszłam (bez skojarzeń świntuszki!) o 14.00 do domu, podgrzałam papu, zabiłam głoda, pomyłam gary i podłogi wtedy błagalnym wzrokiem spojrzała na mnie sterta prasowania! Ogromną konkurencję dla wieży z różowych gatek i koszulek stanowiły nie odrobione lekcje i jedna z największych tragedii jaka może przytrafić się dwuletniemu dziecku - KATAR! Za każdy śpik dziecka matka powinna dostać dodatek rodzinny, becikowe lub przynajmniej wizytę w SPA;)))
20.00! Siedzę! WOW! Mój organizm przeżywa szok...Kolacyjki i kąpiele już za mną...W zlewie naczynia, na podłodze kolejne okruchy, łazienka znów upaciana pastą, kolejne pranie się suszy stając się niestety piętnastym piętrem budowli...Jestem ch.....ą panią domu! Chałupa wygląda jakbym leżała i pachniała cały dzień! I tak też się niektórym wydaje! Co nie? ;-D
" Żona...tu się coś wylało? Przylepiam się..."

Coo za życie....:)
OdpowiedzUsuńNa szczęście takie dni to nie codzienność:-D
Usuń